Siedzę na rowerze i czuję, że noga podaje. Licznik pokazuje średnią prędkość ponad 43km/h. Jadę swoje i cały czas wsłuchuję się w organizm. Głowa i mięśnie na tym etapie wyścigu świetnie się „dogadują”. Nie ma mowy o żadnym kryzysie – ciągnie mnie do przodu. Na 30 kilometrze od Taty i Łukasza dowiaduję się, że odrobiłem minutę do drugiej grupy, a do trzeciego zawodnika zostało mi zaledwie 60 sekund!! Oj, muszę ich dogonić. Mijam dwóch rywali i już jestem ósmy. Na 40 kilometrze dostrzegam sylwetki kolejnych zawodników, które z każdym kilometrem stają się coraz większe. Zbliżam się do „czołówki”. Czuję gaz w nogach. Na około 50 kilometrze doganiam kolejnych zawodników i przesuwam się na 5 pozycję. Chłopaki „utrzymują moje koło”, a ja po kolejnych 5km „łącze” dwie grupy i wskakuję na 3 miejsce. Jest świetnie. Pojawia się pierwszy dwukilometrowy podjazd. Postanawiam zaatakować. Naciskam mocniej w korby, próbując odczepić rywali. Jednak mój atak kończy się niepowodzeniem. Postanawiam troszkę odpocząć i zostaję bezpiecznie na trzeciej pozycji. Tempo naszej jazdy mocno spada, a noga zaczyna się dusić. Nie wytrzymuję i po około 5 kilometrach wychodzę na czoło i podkręcam tempo. Taki manewr powtarzam jeszcze na 85 kilometrze. Jednak i tym razem rywale nie pozwalają mi odjechać. Ostatnie 2 kilometry puszczam korby i  „regeneruję” się przed biegiem. Do T2 zjeżdżam po 02:04:44, co jest moją nową życiówką na dystansie 90 km. W T2 spędzam 2:30. Jest to również najszybsza zmiana zawodów. Dzięki temu uzyskuję kilkanaście sekund przewagi nad rywalami i na bieg wychodzę na 3 pozycji. Strata do drugiego Andy’ego Pottsa to tylko 30 sekund!!! Jestem w euforii i pewny siebie i swoich możliwości. Do pokonania „tylko” 21 km mojej najmocniejszej konkurencji.

 

Na 3 kilometrze biegu przesuwam się na drugą pozycję. Wyprzedzam Andy’ego Pottsa – 7 zawodnika ostatnich Mistrzostw Świata IM z Hawajów. To motywuje. Daję się ponieść emocjom i pierwszą piątkę pokonuje w tempie około 3:25min/km. Zdecydowanie za szybkie otwarcie w tym klimacie. To kosztuje mnie mnóstwo energii i zaczyna mi doskwierać wysoka temperatura i wilgotność. Już rozumiem, czemu zawody rozpoczęły się o godz. 6:00 rano. Luz w nogach gdzieś uciekł. Mijam tatę, który motywuje mnie do walki. Wiem, że mocno przeżywa mój start. Pojawia się pierwszy kryzys… który jak się później okaże, będzie trwał już do samej mety. Od 5 km tempo znacząco spada – 20 sekund/km, a tętno rośnie do ponad 170 uderzeń. W tym momencie tracę drugą pozycję na rzecz Filipa Azevedo. Próbuje się motywować: podczas zawodów zawsze pojawia się kryzys, przetrwaj to, a za 2-3 kilometry puści. Jesteś wysoko, oni też na pewno cierpią. Po 20 minutach biegu biorę pierwszego Power Bar żel z kofeiną. Na chwilę stawia mnie to na nogi. Tempo lekko rośnie, ale niestety na krótko. Wyczekuję pierwszego punktu odżywczego, gdzie miał być lód i liczę, że wolontariusze będę podawać wodę w 0,5 l butelkach, jak to było przed rokiem.  Nic z tego. Lodu brak, są jedynie małe kubeczki z ciepłą wodą. Nie udaje się ani nawodnić, ani schłodzić rozpalonego ciała. W głowie zaczynają się pojawiać myśli o wycofaniu się z zawodów. Głowa się buntuje, a kilometry zaczynają się dłużyć. Schodzenie z trasy nie leży jednak w mojej naturze. Zaczynam myśleć o kibicach, którzy mnie wspierają. „Wiele osób zarywa dla Ciebie noc, Łukasz. Walcz!” – powtarzam sobie. Myślę o Was i walczę. Jednak walczę tylko z samym sobą. Nie myślę już o wyniku. Nie myślę rywalach. Teraz muszę pokonać najtrudniejszego przeciwnika – Łukasza Kalaszczyńskiego. Zmagam się z przegrzaniem organizmu. Tata i Łukasz widzą, że cierpię i motywują mnie na trasie. Na darmo. Z każdym kilometrem biegu tracę wszystko, co odrobiłem na rowerze i wypracowałem w początkowej fazie biegu. W tych najtrudniejszych momentach tempo spada do 4:15/km. Przy tak mocnej stawce rywali to zdecydowanie za wolne bieganie. Spadam na 4., 5. i 6 miejsce. Są momenty, że na kilometr odżywam, ale po chwili znów przychodzi kryzys. Temperatura na ostatnim okrążeniu wynosi 32 stopnie z wilgotnością blisko 80%. Niestety, nie biegnę  na miarę swoich możliwości. Czas 01:19:48 jest mocno poniżej moich oczekiwań. Linię mety przekraczam, z wynikiem 3:59:04, na 7 pozycji. Schładzam organizm zimną wodą i oddaję się w ręce masażystów. Tętno momentalnie spada, a ja nie czuję zmęczenia mięśniowego. Stać mnie było tego dnia na więcej. Dużo więcej. Niestety błędy, jakie popełniłem w tym klimacie nie wybaczają.

 

To nawet nie jest sportowa złość. To sportowa wściekłość. Może nie powinienem atakować tak mocno? Może trzeba było spokojnie zaczekać przyczaić się i zdobyć przynajmniej piąte miejsce? Z drugiej strony: co jeśli będę biegł zachowawczo i przegapię swoją szansę na pierwsze miejsce? Później od mojego przyjaciela Marcina, który domyślał się, że jestem niezadowolony ze swojego rezultatu, dostaję taką wiadomość:

„Czasem, się wygrywa, czasem przegrywa, ale trzeba robić to jak facet zawsze rzucać się im do szyi, nawet jak ma się przez to przegrać. Czujesz krew, to rzucasz się na szyję. szacunek, Panie Kalach, bto robisz”. Faktycznie zaryzykowałem i zapłaciłem bardzo drogo, czyli „bombą” na 10 kilometrze biegu. Jak powiadają: kto „nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. Tym razem na mecie napiłem się wody i coli. Na tradycyjnego szampana podczas dekoracji muszę jeszcze poczekać.

 

Bardzo dziękuje Tacie i Łukaszowi, którzy byli dla mnie wielkim wsparciem. Łukaszowi mocno gratuluję pierwszego pudła w triathlonie, jakie wywalczył na dystansie 5150 na Taiwanie. Dziękuje Trenerowi CzarekFigurski  za wskazywanie odpowieniej drogi, jak być co raz lepszym zawodnikiem. Dziękuje firmie CreativeLabs oraz Rafał Herman za wielkie wsparcie w rozwój mojej kariery sportowej. Dziękuje Andrzejowi PiotrowskiemuMateuszowi Dzięgielewskiemu, czyli Klinice Ortoreh za perfekcyjne dbanie o moje ciało. Firmie Trisolution.pl za energię, czyli Powerbar24 oraz sprzęt sailfish. Dziękuje wszystkim kibicom za słowa motywacji przed zawodami i wsparcie dobrym słowem po zawodach. Dla mnie to wilelka motywacja widząc, jak wiele osób mi kibicuje. DZIĘKUJĘ !!!  

 

TEAM KALACH

Masz pytania? Napisz lub zadzwoń!

Copyright © 2021 Team Kalach by Pekrul.pl