Jesteśmy w Tajwanie we trzech: ja, mój tata i „Runeat”.
Jest 3:30, kiedy dzwoni budzik. To była krótka noc – tylko dwie i pół godziny snu. Cóż, bywało lepiej, ale nie ma co narzekać. Czuję się naprawdę dobrze. Zawody IM 70.3 Tajwan zaplanowano na 06:00 rano. Nie mogę pojąć, czemu tak wcześnie. Wstaję z łóżka i zaczynam przygotowania. Najpierw poranna toaleta, a później sprawdzone śniadanie: białe pieczywo, miód, dżem, izotonik i wafel energetyczny Power Bar. Zjadam około 1000 kcal i jestem gotowy do blisko czterogodzinnej walki z rywalami. Jeszcze nie wiem, że będę walczył także z ciężkimi warunkami atmosferycznymi i, a może przede wszystkim, z własnymi słabościami.
Docieramy na start, a w moich uszach lądują słuchawki. Muzyka pozwala mi się wyciszyć i zmotywować. To dla mnie ważny moment. Bardzo dziękuję Creative Polska za sprzęt, który ułatwia mi motywację.
Etap pływacki rozgrywamy na torze wioślarskim przypominającym poznańską Maltę. Jest tylko jedna różnica: woda jest czysta, przejrzysta i bardzo ciepła. Ma 23.5 stopnia, a to oznacza, że startujemy bez pianek (jeśli temperatura wody przekracza 21.9 stopnia, zawodnicy PRO nie mogą pływać w piankach). Dzięki wsparciu sailfishpolska & Trisolution.pl byłem przygotowany na taką ewentualność. Po raz pierwszy podczas startu wskakuję w swimskina i jestem gotowy. Boję się, jak sobie poradzę bez neoprenowego wsparcia. Boję się, że nawet „mocny rower i bieg” nie pozwolą mi odrobić strat po pływaniu. Czas pokazuje, że niesłusznie. W wodzie nie popełniam żadnego błędu i płynę to, na co mnie stać. Ekonomika mojego pływania bardzo się poprawiła, dzięki temu koszt energetyczny jest dużo mniejszy niż podczas wcześniejszych startów. Z wody wychodzę na 12. pozycji, a na belce melduję się z wynikiem 28:20. 4 minuty do lidera Andy’ego Pottsa i 2 minuty do drugiej grupy, która będzie liczyła się w walce o pierwszą „piątkę”. Da się to odrobić.
Do strefy T1 muszę przebiec 700-metrowy odcinek. Pokonuję go najlepiej ze wszystkich zawodników, odrabiam kilkanaście cennych sekund i przesuwam się na 10. pozycję. Po 3:38 spędzonych w strefie zmian ruszam na etap rowerowy.
Rywalizacja na rowerze rozgrywamy w otwartym ruchu drogowym. Nie jest on bardzo duży, ale zdarzają się sytuacje niebezpieczne: jak jadące pod prąd samochody czy nagle przecinający trasę kolarską autobus. Chwila nieuwagi lub moment dekoncentracji może doprowadzić do tragedii. Pod tym względem polskie imprezy wyglądają zdecydowanie lepiej. Mimo wszystko trasa rowerowa jest bardzo szybka (świetny asfalt) i świetnie oznakowana. Przewyższenie wg GPS to 515 metrów, z dwoma nietrudnymi około dwukilometrowymi podjazdami. Strategia na rower jest prosta: nie stracić do czołówki. Ewentualne odrobienie czasu traktuję jako bonus. Po wyjściu z T1, kładę się na kierownicy, wrzucam około 300-320 wat i ruszam wzdłuż pięknego tajwańskiego wybrzeża…