@RevicoSA, Jarek Sosnowski dziękuję za wsparcie w walce o marzenia !!!

W ZEA melduję się w poniedziałek, cztery dni przed startem. Ostatnie dni przed zawodami poświęcam na aklimatyzację oraz „dopieszczam” formę. Adaptacja do temperatury jak i zmiany czasu przebiegła bardzo dobrze. To również czas na – carboloading, tapering i pełną regenerację – mój ulubiony okres w przygotowaniach do zawodów. Najtrudniejsze jest wyczekiwanie na start. To wtedy, szczególnie przed snem łamię sobie głowę i skłębiam myśli odnośnie przebiegu zawodów. Staram się od tego odwlekać   uwagę różnymi czynnościami: planowaniem treningów dla podopiecznych, oglądaniem filmów, kawą oraz wyszukiwaniem lokalnych smakołyków, które zawsze zabieram do domu. 

Trening w ostatnich dniach przed zawodami charakteryzuje się bardzo niską objętością z zachowaniem krótkich intensywnych bodźców: np. w wodzie progresywne 9 x 100 kr na długim basenie, na rowerze 2×8’ z mocą IM70.3, na biegu krótkie zabawy biegowe 4×2’ oraz 4×1’.

 

Minęło siedem miesięcy, gdy ostatni raz przekroczyłem linię mety podczas Mistrzostw Polski IM w Malborku. Mimo pandemii koronawirusa przygotowania przebiegały bez zakłóceń. Zrealizowałem wszystkie cykle treningowe zaplanowane przez Trenera Tomka Kowalskiego, w tym krótkie 11 dniowe zgrupowanie w Portugali bezpośrednio przed zawodami w Dubaju. Dlatego długo nie zastanawiałem się, gdy w kalendarzu pojawił się IM 70.3 Dubaj… Szybka trasa, mocni rywale, gwarantowali rywalizację na najwyższym światowym poziomie. W bieżącym roku lista startowa mieściła 70 zawodników PRO!!! Czułem duży głód startowy. Postawiłem sobie za cel na te zawody co najmniej – osiągnąć metę z nową życiówką i powalczyć o złamanie 3 godzin 50 minut. 

Pływanie 

Pierwotnie start zawodów zaplanowano na godzinę 7 rano czasu lokalnego. Organizatorzy zdecydowali się jednak na przesunięcie startu o 30 minut wcześniej ze względu na upalną prognozę pogody – 35-37°C!!! Na biegu zapowiadało się „piekło”. Początkowo nie byłem zadowolony z tej decyzji. To zawsze 30 minut mniej spania, a z doświadczenia wiem, że noc przed zawodami jest bardzo krótka. Na biegu, wybiegając na ostatnie 7 kilometrów zdałem sobie sprawę, że była to słuszna decyzja. 

Temperatura wody 23,5°, zgodnie z regulaminem pianki dla zawodników PRO zostały zakazane. Nie będę ukrywał, że szczególnie mnie to nie cieszyło. Byłem jednak na to przygotowany. Podczas zgrupowania w Portugali wykonałem dwa kluczowe treningi tempowe w SwimSkinie. Wyniki treningów pokazały, że jestem dobrze przygotowany również na pływanie bez pianki. Choć oczywiście pływanie w basenie i wzburzonym morzu bardzo się różni. Tu podziękowanie dla Saiifish Polska oraz Tri Magic za wyposażenie mnie w świetny sprzęt pływacki. Dzięki Wam byłem gotowy na szybkie pływanie bez względu na panujące warunki. 

06:30 START: 62 !!! spragnionych ścigania zawodników PRO ruszyło do rywalizacji. „Pralka”, kocioł, łokcie, walka o pozycje. Pierwsze 400-500 metrów woda się kotłuje, nie ma szans na pilnowanie techniki czy nawigacji „idę” jak zawsze w maksa. Kosztuje to sporo energii, ale trzeba walczyć o złapanie odpowiedniej grupy. Po 400-500m stawka zawodników się rozciąga, łapię grupę, trzymam nogi. Walczę o utrzymanie grupy, premierowa część wyścigu zabrała sporo energii, czuję wysokie tętno.

Cała pierwsza 800 metrowa prosta pod niewielką falę. Następnie w prawo 200 metrów prostej, nawrót i powrót ze sprzyjającą falą. W ustach czuję duże zasolenie, po prawej stronie przy wdechu piękny natomiast widok na Burj Al Arab – jeden z najbardziej luksusowych hoteli na świecie.

Do wyjścia z wody trzymam moją grupę. Na plaży zerkam na zegarek: 27:30 – dobry czas. Na belce odhaczam się z czasem 28:18. W czasie dobiegu do T1 analizuję ilu zawodników wychodzi ze mną z wody. Dostrzegam Czecha Pavla W, wiem, że jest On bardzo dobrym kolarzem. Zbiera się nas około 10 w jedną grupę. Zapowiada to szybki rower.

Strefę zmian mam bardzo dobrze przećwiczoną. Wszystko wydaje się, że idzie płynnie  i zgodnie z założeniami. Bardzo dobrze wykonuję w 02:03 pierwszą część zmiany T1. Wskakuję na mojego Treka (dziękuję @KMSport za perfekcyjnie przygotowany rower). Zakładam lewego buta, następnie prawa noga. Nie idzie, w połowie stopa się zablokowała. Nie mogę przekręcić korby. Próbuję wepchnąć stopę, ale coś blokuje. Nie mogę przekręcić korby. Duży paluch zaklinował się między gumką, a językiem. Podejmuję próby przez dobre kilkanaście sekund. Mijają mnie zawodnicy jeden, drugi piąty, siódmy. Grupa odjeżdża.  Pojawia się nerwówka i stres.  Walczę z butem. Wyjmuję stopę, poprawiam zawinięty język. Stopa wchodzi gładko. Jednak dwunastoosobowy pociąg odjechał na około 300 m.

Usiłuję złapać grupę. W oddali widzę co chwilę zmieniającą się lokomotywę napędzającą pozostałe wagony, wszystko idzie z regulaminowymi 12m draftingu. W takim pociągu jest zawsze chwila na regenerację nogi i puszczenia korby. Na „solo” bardzo trudno mi było zredukować taką stratę mając dodatkowo za przeciwnika wiejący w twarz wiatr. Mimo to podejmuję walkę. Na 10 kilometrze redukuję stratę do 50 metrów.  Jednak „czwórka spalona” i tak zawisłem za chłopakami nie mając z czego depnąć w kluczowym momencie. Na tym etapie trasy mamy do pokonania wjazd na wiadukt, to ostatecznie przekreśla moje szanse na doczepienie się do grupy. Grupa odjeżdża z każdym kolejnym kilometrem. Morale bardzo mocno spadają. Głowa w tamtej chwili odmawia współpracy. Jadę zrezygnowany, wkur… na siebie, walczę z napływającymi złymi emocjami. Jestem pewny, że jest to moment, gdy tracę 4-5 minut z łącznego wyniku. Podczas kolejnego startu ten element będę miał dopracowany do perfekcji. Około 30 kilometra dojeżdża do mnie Szwajcar Arnaud Margot. Prędkość i średnia z  każdym kilometrem rośnie. Głowa się odbudowuje. Na 35 kilometrze „zbieramy” Pawła Miziarskiego, który jedzie z nami kolejne 10 kilometrów. Pierwszą połowę – 45 km przejeżdżam z czasem około 1:05:30 – 40,9km/h  ( NP 285 W ), powrót z czasem 58:30 ze średnią bliską 46,7km/h ( NP 267w ). Udaje się uratować 2:05:30.  Na biegu będzie trzeba bardzo mocno popracować, żeby zrealizować zaplanowany cel. Schodząc z roweru, czuję świeże nogi. Niskie NP z etapu kolarskiego – 280 W na pewno miało na to wpływ.

Z każdym kilometrem robiło się co raz cieplej. Kiedy rozpoczynałem bieg, temperatura wynosiła około 30 stopni. Nigdy dobrze na biegu nie radziłem sobie w takich warunkach. Tym razem było inaczej. To bardzo mnie cieszy w kontekście planowania letnich startów. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania zapewniając w strefie odżywiania bardzo zimną wodę. Pozwoliło to na dobre chłodzenie pomiędzy każdym z bufetów. Wybiegam z T2 (01:57) w dobrym samopoczuciu. Pierwsze 5 km zaplanowałem biec na „lekkim hamulcu” bez patrzenia na tempo. Każdy kilometr przebiegałem w tempie poniżej 3:30/km. Poniżej prezentuję dokładne podsumowanie biegu. Obawiałem się przegrzania organizmu jak miało to miejsce 2 lata temu. Wtedy na ostatnich kilometrach bardzo mocno cierpiałem: przy tempie 4:15/km tętno dochodziło do 190 uderzeń. Natomiast w tym roku nie było żadnego kryzysu. Tętno nie przekraczało 170 uderzeń. Pierwsze 10 kilometrów pokonuję z czasem około 34:30. Na 12 kilometrze włączam w moim „Polarze” łączny czas wyścigu, analizuję, przeliczam w jakim tempie muszę pokonać ostatnie 9 kilometrów, żeby złamać 3:50. Wychodzi, że muszę „tylko” utrzymać prędkość biegu. W tym momencie zaczynam ścigać się z czasem. Kończąc pierwszą pętlę (14 kilometr) słyszę doping Agnieszki, Krystiana oraz Magdy. W tym momencie wyścigu powietrze zaczyna robić się palące. Tym razem na moim organizmie nie robi to większego wrażenia. Cel – utrzymać tempo i będzie nowa życiówka. Doładowuję AleEnegry żel z kofeiną i gonię uciekające sekundy. Ostatnie 5 kilometrów przebiegam z wynikiem 17:10, a cały półmaraton 01:12:03 (szkoda tych 4 sekund). Jest to mój najlepszy wynik w historii startów na dystansie IM 70.3.

Nic nie może równać́ się̨ uczuciu, kiedy po tak długiej przerwie, wyczerpany, wbiegasz na metę̨! Sport jest jednak okrutną kochanką, która adoruje tylko nielicznych. Niestety w Dubaju nie byłem wśród jej wybranków. Wynik 3:49:51 wydaje się̨ być cudowny, jest nową życiówką, ale … miejsce zostawia po sobie żal i niedosyt! Ale Kalach nigdy nie odpuszcza, obiecuję będę walczył dalej o spełnienie marzeń…Dziękuję Wam za każde #dawajkalach – zarówno to wirtualne, jak i to po trasie. 

Wielkie podziękowania dla Krystiana za opiekę przed i po starcie jak również za niezapomniane doznania kulinarne w Dubaju. DZIĘKUJĘ!!! 

#DAWAJKALACH

 

 

TEAM KALACH

Masz pytania? Napisz lub zadzwoń!

Copyright © 2021 Team Kalach by Pekrul.pl